Miliony słów. Niby pustych, ale jakby barwnych, przeplatają się przez mój umysł. Unoszą się niczym słowa, liście niczym… na wietrze. Setki pyłków, drobnych kamyczków. Dmuchawce..
Coś jednak w tym obrazie jest nie tak. Coś jednak go zakłóca. Skąd pyłki i płatki kwiatów? I skąd do jasnej cholery te liście? Mój umysł przecież teraz to jakaś ogromna piaskownica. Piasek tu i tam… Pełno wydm, które zasłaniają jednocześnie tworząc linię horyzontu. Pustynia. Pieprzona Sahara.
Miliony słów lecą w pustynie. Pyłki nie zapłodnią ziemi, a liście nie zgniją by użyźnić podłoże. Wszystko uschnie niezakorzenione. Potrzebuje czasu by przekopać się przez stertę piachu.. By znaleźć.. by znaleźć źródło… By woda stworzyła mi oazę umysłu, by kwitły mlecze i rosły drzewa… Taka topola… Na środku pustyni. Tak, taki mam obraz. Samotna topola na środku ogromnej piaskownicy.
Ja potrzebuje oddechu świeżości! Potrzebuje oddechu nauki, by zakorzeniona we mnie pomagała mi rosnąć w duchu i dotrzeć do najdalszych zakątków ciała.
Dajcie mi tchnienie. Bo pragnę budować oazę…