Ludzie. Człowiek, pojedyncza persona. Kim jest? Dokąd zmierza? Co go/ją prowadzi?
Żyjemy na odległość. Mijamy się na ulicy. Czasami nawet wzajemnie się nie zauważamy. Idąc myślimy o naszych sprawach, zmartwieniach. O tym co mamy do załatwienia. Co dziś na obiad? Gdzie znajdę uczciwego dewelopera? Zapisać dziecko do przedszkola czy jeszcze poczekać? Spotkać się? Wspominamy i snujemy plany. Plany na dziś, jutro, na tydzień, na przyszłość. Udajemy się w niepewna wędrówkę naprzód, a nie żyjemy tu i teraz. Idąc, nie zastanawiamy się kim jest ten starzec, którego mijamy i skąd ma tą bliznę? Nie zatrzymujemy się przy blond piękności, bo automatycznie przyjmujemy, że nic nie wie o dualizmie korpuskularno-falowym. Oceniamy ludzi po pozorach. A jednocześnie tylko obok nich przechodzimy.
Żyjemy obok siebie. Poznajemy powierzchownie ludzi, nie mając ochoty poznawać ich bardziej. Lub też sytuacja jest odwrotna. Spotykamy się. Cześć! Co słychać, bo u mnie wszystko ok. Ale tak naprawdę nie mamy o sobie pojęcia. Często nawet wydaje nam się, że jesteśmy z kimś w bliższych relacjach. Rozmowy nie kończą się na standardowym co u ciebie? i widujemy się częściej. Jednak jakiś szkopuł przeszkadza nam się do końca przed kimś otworzyć. Zastanawiamy się skąd to się bierze, skoro przecież tyle o sobie wiemy i znamy się! Ta blokada może brać się z podświadomego rozumowania naszych relacji. Być może nieświadomie kalkulujemy, jak ktoś przyjmie o nas pewne informacje i brak nam danych przez co się wycofujemy?
Jesteśmy istotami u których ewolucja musiała wykształcić coś na kształt ochrony przed odrzuceniem otoczenia. Być może dzięki temu nie rozczarowujemy się na "znajomych" i na samych sobie. Bo odrzucenie przez środowisko często równa się osobistej porażce (oczywiście są od tego wyjątki!). Mechanizm ten powstał prawdopodobnie nie tylko do ochrony. Lecz po to by wzmocnić w pewien sposób nasz gatunek. Nie potykając się w życiu na linii człowiek-człowiek nie załamujemy się, nie tracimy wiarę w siebie w związku z czym jesteśmy silniejsi i pewniejsi siebie.
Owszem, często ten mechanizm odrzucamy, bo jako człowiek rozumny nie działamy wyłącznie za instynktem. Wręcz często go odrzucamy i rozważamy coś na własną rękę. Nie twierdze, że takie usamodzielnienie się od instynktu jest złe. Przeciwnie. Często podświadoma blokada zatrzymuje nas bezpodstawnie. I tu znowu wysunę swoją teorie na ten temat. Być może zależy to od stopnia zaangażowania w znajomość obu stron, a także od relacji jakie panują w danym momencie oraz przede wszystkim rodzaju tych relacji.
Jako istoty żywe uczymy się także poprzez obserwacje. Jeśli więc w przeszłości coś się działo w taki a nie inny sposób, często nie możemy się przekonać, że po pewnym czasie zmieniło się. Tak samo jest z ludźmi. Nie twierdze, że ludzie się zmieniają. I zawsze podtrzymuję ta myśl. Jednak zmienia się ich podejście do czegoś. Sam człowiek nie jest w stanie się zmienić. A przynajmniej osoba postronna nie może tego określić. I tu pytanie dlaczego? Ponieważ nigdy do końca nie poznamy kogoś. Nie jesteśmy w stanie ogarnąć tak skomplikowanej osoby jaka sami jesteśmy, a co dopiero osobę żyjąca obok nas, nawet w bardzo bliskich relacjach. Jednak musimy zrozumieć, że ludzie wyrastają z pewnych zachowań, czasem rozumieją i kalkulują swoje błędy i działają inaczej. Nie oznacza to jednak, że się zmienili. Bo zmiana stanowiska w 3-4 sprawach nie może zdefiniować "nowego" człowieka!
Dziś długo, przeciągle... I zostawię nie dokończone, bo czekam na wasze wnioski i spostrzeżenia w tym temacie.