- Proszę wejść. – w gabinecie jest jasno. Białe ściany, święte obrazy, krzyż. –Proszę usiąść. Czy wiesz, dlaczego tu jesteś?.. Milczysz.. – kobieta wzdycha i wstaje zza dyrektorskiego biurka. Jej habit kontrastuje z kolorystyką pokoju. – Jakoś ostatnio nie byłaś zbyt milcząca. Teraz kiedy masz szansę wypowiedzenia się i obrony milczysz. Zła taktyka.
W gabinecie zapada cisza. Siostra przez chwile przypatruje się przybyłej i siada za biurkiem. Podnosi słuchawkę, wykręca parę cyferek łączących ją z sekretariatem:
- Czy państwo Smolej już przybyli?... Dobrze, proszę ich poinformować, że ich oczekuję u siebie. – odkłada słuchawkę. Spogląda teraz na siedzącą przed nią blondynkę zaczesana w kucyka w marynarskim mundurku. Kobieta wie, że to co zrobi za parę minut może być wielkim zagrożeniem dla jej szkoły.
Rozlega się pukanie.
- Proszę wejść. – zakonnica wstaje.- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Usiądźmy. Proszę państwa, wiem, że ta rozmowa będzie trudna, aczkolwiek nie mogę już dłużej tolerować niesubordynacji państwa córki…
- Wylali Cię! Wylali Cię kurwa ze szkoły! Wyłożyłem kupę forsy, żeby przyjęli takiego gówniarza jak ty i co zrobiłaś? Pytam się co zrobiłaś?
- Nic, przysięgam, nic! – oczy blondynki są czerwone i zapuchnięte. Po policzkach płyną łzy.
- Kokaina to jest nic?! Tak? – mężczyzna wsiadł za kierownice. Dziewczyna jednak wciąż stała przed samochodem. – Wsiadaj, nie rób scen! – drzwiczki się zatrzaskują. – Co masz zamiar robić?.. Pytam się ciebie, to odpowiadaj!
- Nie wiem – krzyknęła.
- Nie tym tonem, szpiku!
- Artur! – kobieta na przednim siedzeniu kładzie dłoń na ramieniu męża. –Uspokój się.
- Jak ja mam się uspokoić? Jak? Przecież to się w głowie nie mieści! Co za cholerny wstyd!
Mężczyzna zajeżdża pod dom:
- Nie widzę cię dziś do końca dnia. Rozumiesz? – nawet nie spogląda na córkę i wysiada z pojazdu. Dziewczyna wychodzi druga. Biegnie do miasta. Łzy zamazują jej obraz. Zna te ścieżki na pamięć, więc przymyka je. Wchodzi do niezbyt przyjemnej kamienicy. Uskakuje co dwa stopnie, by jak najszybciej trafić na czwarte piętro. Drzwi nr 26. Staje i uspokaja się, ociera łzy i poprawia koszulę. Dzwoni dzwonkiem.
- Miki, proszę, bądź w domu.. Miki, proszę cię. –szepcze. – Miki.. – jej wywody przerwa poruszenie zamka.
- Grażyna? Co ty tutaj robisz?
- Mogę wejść?
- Proszę.. – Miki skrobie się po głowie, gestem zapraszając do środka. – Napijesz się czegoś? Herbaty? Wody?
- Wódki.
- Ej, ej. Że co?
- Daj mi wódki.
- Coś się stało?
- Wyjebali mnie.
Zapada cisza.
- Że co?! Coś ty najlepszego zrobiła?!
- No co?! Sprawisz mi kazanie jak mój ojciec?! W dupie mam tamtą szkołę! To dom wariatów był!
- Za co?
- Co za co?
- Za co cię wywalili? – dziewczyna spuszcza głowę. – Graźka! No mów.
- Za prochy. – chłopak siada na fotelu. Zakrywa dłońmi twarz. – Miki, ja wiem.. Miki! Proszę. – klęka przed nim starając się mu spojrzeć w oczy.
- Powiedziałaś mi, że z tym skończyłaś. Wiedziałaś, że jeżeli znów weźmiesz nie masz do mnie po co przychodzić. Nie po to płaciłem za twój cholerny odwyk, żebyś mi takie coś wywinęła.
- Ja… Ja Pojdę jeszcze raz! Ja będę tam siedzieć ile mi każesz!
- Nie mam tylko ciebie na głowie. nie mam kasy na szastanie na prawo i lewo. Może poproś ojczulka co?
- Nie.
- Wyjdź.
- Miki.. Proszę!
- Prosiłaś mnie kiedy miałaś piętnaście lat, prosiłaś mnie kiedy miałaś szesnaście lat.. Prosiłaś mnie przed wakacjami, po wakacjach, we wrześniu i październiku. Prosisz mnie non stop. teraz wiem, że to jest błąd, że ci ulegam. W ogóle nie wiesz, że to co robi mnie niszczy. Więc teraz jedyne co mogę zrobić to otworzyć ci drzwi.
- Michał!
- Wyjdź.