Od rana chodzę jakaś przybita, a tu dzisiaj po południu taki zaciecz, że szok! Całą drogę do domu w autobusie się szczerzyłam jak głupia, a jak wyszłam to jeszcze mnie jakiś chłopak z wrażenia (haha), na rowerze chciał przejechać :D
Widzicie co potrafi zdziałać uśmiech? Potrafi przywołać złego rowerzystę, który będzie udawał, że chce was przejechać... Nie no po prostu wstąpiło coś we mnie! Aż chce mi się żyć, tańczyć, śpiewać (choć nie umiem).
Takiej radochy spontanicznej dawno nie miałam...
Może to przez coca-colę. Rozdawali za darmo po puszce dzisiaj... "Uwolnij radość!"
Sorry, że dzisiejsza notka jakaś nie liryczna czy coś z tego typu, no ale nie mogę!
Rozpiera mnie energia ^^
Pa! ;*