* * *

To co tu przeczytasz i znajdziesz to właściwie mój prywatny Świat. Moje życie i marzenia schowane między wierszami tekstu, który tu przeczytasz. Nie komentuj jeśli masz potępiać moje życie i marzenia, bo czasami jedno słowo może zniszczyć wszystko co ktoś ma... Co ja mam...
-Kasiek

wtorek, września 13

Wesoła szkoła.

Ostatnio czuje się lepiej, chociaż dni były ciężkie. Nagle, na jedną, małą, nikomu nic winna osóbkę spada ciężar obowiązków.
Protestuje! Protestuje przeciw auto-presji liceów. Tak! Auto! A dlaczego? Bo to właśnie one wywierają na uczniach chorobliwą presję. "Jesteście w elitarnej placówce. To szkoła z tradycjami. Tutaj dostają się tylko najlepsi, kulturalni, dobrze ustawieni." Nie ma, że boli. Uczyć się trzeba, ale taka gadka do mnie nie dociera, a na pewno nie dociera do mnie rygor z przedmiotów: historia, geografia, PP, PO, WOS, WOK na profilu typu biol-chem. Nagle poziom szkoły przewyższa uczniów nie dlatego, że jest dyscyplina, tylko dlatego, że jest dużo materiału. A dlaczego? Bo z każdego przedmiotu ma się co najmniej lekkie rozszerzenie. Ja się pytam z jakiej racji mam mieć na sprawdzianie z geografii rzeczy których nie mam w podręczniku? Z jakiej racji ja mam czytać lektury na historię? Z jakiej racji mam wydawać kasę na podręcznik do WOSu, który w życiu mi się nie przyda. Bo po co mi czy żyję w rodzinie nuklearnej czy typu pachwork?
Jako osoba ambitna ciężko mi odpuszczać, aczkolwiek teraz będzie to konieczne. I co? To znaczy, że jestem gorsza? Lepiej uczyć się z wszystkiego po troszkę i nie zdać matury? No gratulacje dla ME, LO i nauczycieli. Dziękuję wam, za uprzykrzanie mi życia. Nie mam czasu na sen.

Wszystkich czytelników pozdrawiam i życzę udanego tygodnia. Mam nadzieję, że Wam weekend minął na wypoczywaniu, a jeśli już nad książką to lekką i przyjemną.

5 komentarzy:

Rotek pisze...

Nie martw się Kasiu, wypoczniesz na studiach :)

Anonimowy pisze...

Czasem się zastanawiam czy moja szkoła uważana za jedną z gorszych w mieście nie jest lepsza od takiej jak Twoja Kasiu... Czemu? W najlepszym wypadku będę miał maturę i technika... w najgorszym tylko technika... ale w sumie w przyszłościowym zawodzie. Większość przedmiotów mam na poziomie podstawowym lub tylko przez rok dwa... na 4... Na studia? hmm mało to bezrobotnych po nich? nie to się liczy co kończysz a co potrafisz... (oczywiście nie zawsze ale w większości przypadków w tym pięknym kraju).

Pozdrawiam ;)

KokosFruit pisze...

Mam akurat zdawać coś, co mi da zawód niemalże gwarantowany. Tylko dziwią mnie szkoły, ich presja jaką wywierają, jak mącą. Ludzie na biol-chemach w mojej szkole potrafią olewać fizykę i chemia na rzecz historii, geografii, WOSu... To bez sensu. Jednocześnie jak mają zamiar zdać maturę.
Nie mówię, że to czy tamto liceum jest złe. Uważam, że wywieranie presji na ambitnych ludziach jest męczące ich psychike i fizyczność, bo takim trybem jakim my obecnie żyjemy już ponad rok minus przerwa wakacyjna dajemy radę przez pierwsze parę miechów po dłuższym okresie wypoczynkowym. Pod koniec tamtego roku szkolnego okazało się, że nie mam siły już na nic. Odzywają się problemy zdrowotne. obecniewdrażam się w dodatkowe przeciążenia. Szkoła nie pomaga...

Uważam, że każdy człowiek, który ukończył jakąś szkołę jest pożyteczny i powinien mieć pracę, bo po to się męczył w szkole przez te kilkaneście lat,. Obiecywali nam pracę, pieniądze, dom, zakładanie rodziny. Nie będzie pracy, nie będzie za co żyć nie będzie rodziny. Jestem zbulwersowana i przemęczona. Dziękuje pozdrawiam.

P.S. Drogi Rotku, na pewno wypocznę od historii i geografii, i Wosu, i Woku... etc. Ale nie wiem czy wypocznę w prawdziwym tego słowa znaczeniu. :) Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem :)

Temykles pisze...

O tak, najlepsze są argumenty "jesteście w tak dobrej szkole, więc tu się wymaga!"

W ogóle jak ci ludzie stwierdzają która szkoła jest słaba, a która dobra? Pewnie za najbardziej miarodajny wskaźnik uważane są wyniki matur uczniów danej szkoły. Ale co to tak naprawdę mierzy? Jakość szkoły, czy jakość uczniów? Gdy w mieście mówi się, że dana szkoła jest dobra, idą do niej dobrzy uczniowie, którzy chcą się uczyć. Oni się uczą i przykładają sami, dzięki czemu mają dobre wyniki. Aspekty jakości od-szkolne, dobrzy nauczyciele, klimat, mogły wyginąć w danej szkole już dawno temu, ale jest "świetność" nadal będzie rozgłaszana!

Prawdę mówiąc, uważam, że takie podejście grona pedagogicznego danej szkoły jest wręcz wyniszczające. Nauczyciele zaczynają myśleć, że jakość szkoły wzrasta wraz z ilością zadanych prac domowych, kartkówek oraz poszerzonego materiału. Uczniowie nie uczą się niczego poza suchymi, pustymi faktami. Tracą wyobraźnię, twórcze myślenie. Wiele z tej wiedzy, którą posiądą zniknie prędko, wiele z niej nigdy się nie przyda, bo nie jest ona z dziedziny, która interesuje się dany uczeń. Wyobraźnia przydać może się zawsze, w każdej sytuacji.

Z drugiej strony, może i my sami siebie niszczymy? Może szkodzimy sobie własnymi ambicjami? Jasne, nauczyciele mogą dawać nam masę materiału do nauki na sprawdziany, ale czy my musimy wszystko przerobić? Czy musimy mieć czwórki i piątki? Jestem na mat-fizie, to, że mam czwórkę z historii, do której się uczyłem, to jedynie moje widzimisie. Nie można uczyć się wszystkiego, bo będzie się do niczego. Skala ocen jest tak szeroka, właśnie po to, byśmy mogli być z danych przedmiotów przeciętni.

Z trzeciej strony, w całym systemie edukacji zdecydowana większość tego nie pojmuje, choć to jest tak racjonalne. Nie pojmują tego uczniowie, rodzice uczniów ani sami nauczyciele. W całym moim cyklu szkoleniowym znam jednego nauczyciela, który poprzeczkę ogólna stawia wysoko, ale oceny wymaga indywidualnie. Nie każdy lubi matme, nie każdy ją tak pojmuje jak niektórzy. Jednym namaluje uśmiechnięta buźkę przy piątce ze sprawdziany, a innym przy trójce.

Przepraszam za tak długi komentarz.

KokosFruit pisze...

Nie przepraszaj, cieszę się, że mnie rozumiesz. po prostu dokładnie czytam o mojej sytuacji, niestety u mnie nie ma nauczycieli podchodzących do ucznia indywidualnie. matematyka może mam chamskiego i ogólnie specyficznego, ale wujka Marka lubią wszyscy. :)
Tak! Tak i jeszcze raz TAK! Poszerzanie materiału z każdego przedmiotu... Historia, geografia (ba czasem na sprawdzianach jest to czego nie ma w książce, ani nie było powiedziane na lekcji.... -.-), WOS (wtf?!)...
Nie rozumiem, po co ta cała szopka... A kiedy mówimy na wychowawczej, że historyk robi materiał nad i nie wyrabiamy na przedmioty profilowe to słyszymy: "takie życie, trzeba się uczyć", "Taka wybraliście szkołę, nikt dla was nie będzie obniżał poprzeczki" etc.
Trochę mam tego dość i zaczęłam olewać te przedmioty, bo to, że starałam się cały rok, żeby mieć 5 z geo, to tak właściwie nic mi to nie dało. Nikogo to nie interesuje, nikt na to nigdy więcej nie zobaczy niż ja w czerwcu przy rozdawaniu świadectw. Czuję się lżej, jednocześnie wcale nie mam więcej czasu- BA! Brak mi go, bo totalnie skupiam się na rzeczach i sprawach dla mnie i mojej przyszłości naprawdę priorytetowych.