* * *

To co tu przeczytasz i znajdziesz to właściwie mój prywatny Świat. Moje życie i marzenia schowane między wierszami tekstu, który tu przeczytasz. Nie komentuj jeśli masz potępiać moje życie i marzenia, bo czasami jedno słowo może zniszczyć wszystko co ktoś ma... Co ja mam...
-Kasiek

poniedziałek, lutego 1

Pierwsze Drzewo

Łąka powoli kończy swój koncert. Świerszcze ściszają swoją muzykę, niczym ostatnie pociągnięcia skrzypek. Kwiaty delikatnie kołyszą się pchnięte jakby ostatnimi dźwiękami nocy.  Na ich aksamitnej skórze pojawiają się bezbarwne perły. Choć tutaj pojęcie bezbarwne jest dość względne. Krople Rozy które przesiadują na płatkach kwiatów jeszcze śpiących, przybierają ich kolory.

Magicznie granatowe niebo z milionami gwiazd jakby zrobiło ukłon i powoli opuszczało kurtynę. Przed dziewczyną śpiącą w trawie gwiazdy urządzały swoje ostatnie pokazy. A ona pogrążona pierwszy raz w śnie nie widzi ich niesamowitego uroku.

W końcu niebiańskie iskierki opamiętują się i znikają gdzieś daleko. Na rozkosznie ciemne niebo zaczyna Włodzic ciepła łuna barw dnia. Lekko pomarańczowe chusty, które przywiał wiatr od wschodu przylepiają się do nieba i zostają tu.

Po chwili jednak nawet one znikają w pogoni za kwiatami nocy, a niebo jest błękitne i zimne. Słońce, bowiem, nie zaszczyciło jeszcze go do końca.

Dziewczyna śpi nadal snem kamiennym, pływając na morzach swego umysłu. Przywołująca wspomnienia i marzenia jak zaklęta nie unosi swych powiek i tylko od czasu do czasu promiennie się uśmiecha.

Na sobie ma krótką, tiulową sukienkę. Tiul dość cienki, biały przewiązany pod biustem błękitną wstążką ukazuje jej kobiece krągłości. We włosach ma białą lilię. Rozkoszną i piękną białą lilię. Wygląda jak nimfa zstąpiła na ląd zaszczycając świat swym snem na lądzie.

Słońce wznosi się nad łąką. Lekki wiatr budzi kwiaty do życia, a te rozchylają swoje korony ukazując prawdziwe perły swego wnętrza. Nieskazitelne piękno tych kolorowych uwodzicielek unosi ich ku słońcu.

Ostre i ciepłe promienie słońca tną resztę mroku. Jednocześnie lekko i delikatnie głaszczą powierzchnię ziemi. Ich języki światła dochodzą do niej. Głaszczą twarz, smagają po policzkach. Przemierzają wzdłuż jej szyi, tali, ud. Rozpraszają jej błogie sny. Rozdrażniona otwiera oczy. Przeciąga się leniwie w trawie obracając się na plecy i wyciągając ręce nad głowę. Jej skóra cała w rosie iskrzyła się w ostrym porannym słońcu.

Zwilżyła usta językiem, zamknęła oczy. Głęboko odetchnęła rześkim powietrzem. Podniosła się i rozejrzała. Wokół było pusto. Nie było go. Pomyślała, że przyjdzie wieczorem, ale nie było go.

Nie zjawił się ani wtedy, ani później.

Czekała na niego każdego dnia. Czekała, wypatrywała, płakała. Słone łzy płynęły po jej gorących policzkach każdej nocy, gdy kolejny dzień czekania przepadał.

Nie wiedziała ile już czasu minęło. Przestała czekać. Teraz szukała. Szukała tamtych drzwi do Lasu.

Błądziła wśród tych samych kwiatów i pod tym samym niebem. Zasypiała w zupełnie innych zakamarkach swojej Łąki.

W głowie kłębiło się jej tyle pytań, tyle obrazów i wspomnień. Często stawała i owładały ją wspomnienia. Wszystko kojarzyło jej się z nim. Kwiaty wanilii, które rosły w tej części łąki, gdy go pierwszy raz zobaczyła. Czerwone maki, które swym kolorem były jak tamte nasycone szampanem truskawki.

A posmak tamtych pocałunków palił jej usta.

Którejś bezsennej nocy, gdy znów w jej ustach zaczął płonąć posmak cynamonu, a łzy kapały na trawę udając rosę wycierała usta, jakby mogła zamazać te wspomnienia. Jakby mogła usunąć z pamięci swych ust ten smak. Jakby mogła się go pozbyć.

Trwało to bardzo długo.

Przestało się już cokolwiek liczyć. Rano nie wstawała, w nocy nie spała. Leżała wśród traw z tępym wyrazem twarzy. Nie zamykała oczu, nawet nie mrugała. A gdy zmęczona wspomnieniami zasypiała budziła się z krzykiem, nie wiedząc dlaczego.

Wszystko w jej oczach wyblakło i smętniało.

Po jakimś czasie przespała całą noc. Otwierając oczy, czuła jakby ten dzień w którym się nie zjawił był wczoraj. Gdy otworzyła oczy na chwilę przestała oddychać. Leżała bowiem pot drzewem. Jej głowa leżała w zagłębieniu między dwoma korzeniami wystającymi z ziemi. Masywne, grube drzewo, pełne zielonych liści i gdzieniegdzie porośnięte mchem zjawiło się znikąd.

Tajemnica. Niedopowiedzenie. Pierwsze, które się pojawiło w jej świecie.

Za tym drzewem kryła się cała prawda o przyczynach jego zniknięcia. A ona nie wiedziała jak je ominąć, by się do nich dostać. Nie znała się na drzewach. On był od nich specjalistą. Mieszkał w lesie…






Ciao!




Brak komentarzy: