* * *

To co tu przeczytasz i znajdziesz to właściwie mój prywatny Świat. Moje życie i marzenia schowane między wierszami tekstu, który tu przeczytasz. Nie komentuj jeśli masz potępiać moje życie i marzenia, bo czasami jedno słowo może zniszczyć wszystko co ktoś ma... Co ja mam...
-Kasiek

wtorek, grudnia 15

Głęboko...

Pragne Wam przedstawić w formie opowiadania moje intymne ja - moje myśli. Jest to jak otwarcie się, ale w subtelny i tajemniczy sposób, który wybrałam.

***
Zmierzchało. Kolejny, piękny lipcowy dzień dobiegał końca. Cudna i pachnąca łąka pośrodku niczego rozpoczynała koncert.


Nie wiem jak tu dotarłam. Po prostu wybiegłam z domu, a teraz leże pośród wysokich, sztywnych traw i kolorowych, zbyt mocno pachnących kwiatów. Dookoła mnie unosiła się aura spokoju i szczęścia. Niebo bez jednej chmurki. Z błękitnych, jasnych i delikatnych barw przechodziło w ciepłe pomarańcze, róże i czerwienie. Dodatkowo na tym cudownym malowidle tworzącym się nad moja głowa pojawiały się pierwsze iskierki, pierwsze gwiazdki. To wszystko wydawało się być jakbym znalazła się na innej planecie. Te gwiazdy, te kolory. To wszystko wydawało się być jeszcze bliżej mnie. Może za sprawą wszechobecnej łąki, która była wszędzie tam gdzie sięgał wzrok.

Oczy miałam otwarte, a mimo to wydawało mi się jakby to wszystko było snem. Ale nie takim zwykłym. Takim głębokim, że wydawał się być prawdą. Nie czułam lęku. Nie czułam strachu. Leżałam twarzą do ciemniejącego powoli nieba. Tego cudownego pejzażu nieba. Boskie promienie, które jeszcze docierały do mojej skóry dawały przyjemne ciepło. Czułam się jakbym naprawdę była w Niebie, a nie tylko przed nim się wiła w pokłonie wśród kwiatów i traw.

A gdy już zupełnie się ściemniło i żaden promień słoneczny nie docierał na lipcową, piękną łąkę, poczułam nieodparta ochotę, aby wstać. Czułam jak każda komórka mojego ciała ciągnie ku górze chcąc podnieść moje bezwładnie leżące ciało. Jednak nie mogły sobie poradzić i jedynie lekko mnie unosiły. Dopiero pragnienie oglądnięcia łąki i zobaczenia jak wielka jest skusiło mnie do wstania.

Delikatnie i bez żadnego pospiechu podniosłam głowę. Pole widzenia przeniosło się z nieba na grunt stały. Czekałam, aż zakręci mi się w głowie, bo czułam że długo leżałam, ale nic takiego nie nastąpiło. Rozejrzałam się. Mimo egipskich ciemności jakie zapanowały na bajecznej łące, widziałam wszystko dookoła z najdrobniejszymi szczegółami. Każde źdźbło trawy, każdy płatek kwiatu. To było niesamowite uczucie. Niesamowitość nie opisuje uczucia takiego spojrzenia na świat. Świat, który chyba tu i teraz, na tej dziwnej i zachwycającej łące był doskonały.

Rozmarzona i zachwycona podniosłam się z lekkim szelestem z ziemi, a gdy już stałam to wydawało mi się jakby moje stopy nie dotykały ziemi, jakbym się unosiła. Rozejrzałam się jeszcze raz. Moim horyzontem były morza traw, kwiatów i ciemne niebo, pełne własnych kwiatów. Pełne gwiazd. Łąka była istna tęczą. Praktycznie każdy kolor jaki kiedykolwiek widziałam miał własny kwiat, a były nawet takie kwiaty, które miały niespotkane przeze mnie nigdy kolory.

Głęboki wdech, przy którym moje nozdrza były pieszczone intensywnym zapachem słodkim, rześkim i nieznanym. Zapach, który był mieszanka innych zapachów. Był jak cynamon, jak pomarańcze, lilie, kwitnący bez, rumianek, babcine babeczki, świeże truskawki, mięta… Niesamowity zapach kojący myśli.

Poczułam jak napływa do mnie ogromna fala ulgi. Niesamowitej ulgi, która przenikała każda część mojego ciała i rozluźniała. To niby znane przeze mnie uczucie, tu było niczym balsam z koziego mleka dla skóry podgrzanej przez rozgrzane brazylijskie plaże, a może nawet jeszcze większym.

Za nią nadeszła kolejna fala. Tym razem radości. Radości doznanej chyba za sprawa ulgi. Uczucia te były ze sobą silnie związane. Nie rozumiałam ich. Nie wiedziałam skąd się wzięła ulga. To wszystko stało się dla mnie jeszcze bardziej skomplikowane. Ale nie przyćmiło pragnienia zobaczenia łąki, na której się znajdowałam.

Ruszyłam krok z miejsca. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, że mam bose stopy. Miałam na sobie tylko zwiewna, tiulową i krótką sukienkę. Nie przeszkadzało mi to jednak, nie czułam bowiem chłodu nocy. Byłam jakby na niego odporna. Z każdym krokiem mej bosej stopy potrącałam mnóstwo mniszków lekarskich, których później nasiona unosiły się za mną tworząc niesamowicie wyglądające obłoczki.

Nie wiem ile tak szłam. Wydawało, że cała wieczność…
(nie znalazałam obrazu odzwierciedlajacego łakę mojego umysłu)







CDN (ciag dalszy nastąpi)

Ciao :)

Brak komentarzy: