* * *

To co tu przeczytasz i znajdziesz to właściwie mój prywatny Świat. Moje życie i marzenia schowane między wierszami tekstu, który tu przeczytasz. Nie komentuj jeśli masz potępiać moje życie i marzenia, bo czasami jedno słowo może zniszczyć wszystko co ktoś ma... Co ja mam...
-Kasiek

niedziela, grudnia 20

Płytko...

Dziś dalasz częśc opowiadania "Głęboko". Druga i ostatnia.

Zapraszam :)

...

Przystanęłam, gdy nagle z nieba zaczęły sączyć się nikłe, ale zauważalne promienie światła. Ich światło tak naprawdę zdawało się być nikle wśród wszechobecnej, nieograniczonej ciemności, która je  zdominowała.
Promienie nie były zwykłe i nie był to na pewno wschód słońca. Spojrzałam ku górze szukając źródła nieznanego zjawiska, było jednak niewidoczne, bo przysłaniało je parę drobnych chmurek, które także pojawiły się z nikąd. One także nie były zwyczajne, nie były takie jak chmury… Były jakby w brokacie, jakby zdobiły je najmniejsze z kwiatów nieba.

Stałam w znacznej odległości od oświetlonego skrawka mojej łąki. Przypatrywałam się nieznanemu z bezpiecznej, jak mi się wydawało, odległości. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że świerszcze ucichły przerywając swój koncert. Stałam nadal bezruchu i pierwszy raz poczułam niepewność. Odwróciłam się, jakbym wiedziała, że kogoś zobaczę, bo czułam czyjś wzrok na sobie. Za mną nie było nikogo; była tylko łąka… Wszechobecna łąka.

Nadal nasłuchiwałam szukając, aż ten ktoś lub coś przypadkiem się ujawni jakimś dźwiękiem. Nasłuchiwałam tak i usłyszałam. Od promieni światła uchodziły ciche krzyki, ciche wołania, które mnie wzywały. Znałam te głosy! Znałam je, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. To wszystko nie było straszne, było wręcz pociągające.

Podeszłam wiec krok ku światłu i to był błąd. Z każdej strony zaczął wiać w moja stronę silny, lodowaty wiatr. Był tak nieprzyjemny, tak ostry, że aż bolesny, jakby wystrzelono w moim kierunku worek żyletek.
Światło zniknęło. Krzyknęłam. Upadłam. Wiłam się z bólu, jaki zadawał mi wiatr… Twarz zasłaniałam dłońmi i krzyczałam. Nie wiedziałam, gdzie jest góra gdzie dół. Płakałam. Poddałam się.

Niespodziewanie wszystko ucichło. Wiatr przestał wiać…

Nie zmieniałam swojej pozycji –bałam się. Dalej leżałam w trawie zasłaniając się i zaciskając zęby. czekałam na kolejny atak.

Nie nadchodził.  Wszystko wydawało się być znów jak z bajki, a na skórze poczułam przyjemne ciepło porannych promieni słońca.

Leżałam jeszcze chwile czekając, a promienie jakby goiły rany zrobione przez wiatr. Delikatnie budził mnie z koszmaru. W końcu się przełamałam i odsłoniłam twarz. Nad sobą zobaczyłam błękit nieba, gdzieś z lewej strony raziło mnie słońce, a ja leżałam. Leżałam mając nad sobą maki, stokrotki i rumianek… Przestałam się bać, ale dalej byłam nie pewna tego wszystkiego. Spojrzałam nad wysokie źdźbła otaczającej mnie trawy szukając czegoś niepokojącego, a zamiast tego zobaczyłam drzwi… Najzwyklejsze, proste drzwi pośród traw i kwiatów.

Wstałam bez cienia strachu, który nagle zniknął. Podeszłam bliżej i obejrzałam drzwi ze wszystkich stron, aż w końcu je otworzyłam.

„Światło! Światło… Nic nie widzę!”
- Tracimy ją! –ktoś krzyczał  nade mną. -200!
„Nie! Co się dzieje? Gdzie ja jestem?!” -myślałam. – „Nie mam siły…”.
Nagle poczułam jak niesamowita siła przewierca moja klatkę piersiowa i unosi ją…

Ciemność i Nicość.


-Pip, pip, pip… -cos pikało obok mnie. Otworzyłam oczy siłując się z powiekami.
-Żyje! –krzyczała moja mama…



Ciao :*

Brak komentarzy: